sobota, 18 stycznia 2014

Odcinek drugi

Gdy doszłyśmy do klubu, w którym miała się odbyć owa impreza urodzinowa tak zwanego Toma, przeszedł mnie mały dreszczyk. Pijani ludzie wychodzący z klubu zniechęcili mnie by wejść do środka. Jednak nie chciałam odstawić Kathrin i zrobić jej przykrość. W końcu byłyśmy przyjaciółkami, a przyjaciele tak nie robią. Dlatego dla niej zrobiłam ten wyjątek i weszłam razem z nią do zadymionego klubu. Rozejrzałam się dookoła, ale nie mogłam nic zobaczyć, iż wszędzie był dym. Dziewczyna widząc znajomą jej postać, pociągnęła mnie za rękę i podeszłam z nią bliżej. Gdy owa osoba odwróciła się w naszą stronę, ujrzałam wysokiego, dobrze zbudowanego bruneta z lekkim zarostem, który wyglądał na co najmniej dwudziestopięcioletniego mężczyznę. Blondynka od razu się z nim przytuliła i obdarzyła go delikatnym całusem w usta, składając mu przy tym życzenia urodzinowe. Na ten widok uniosłam delikatnie brwi do góry, bo tak naprawdę nie wiedziałam od jak dawna się spotykają. Po chwili chłopak spojrzał się na mnie i uśmiechnął się szeroko, podając swoją dłoń.
-Ty za pewne jesteś Asteya. Ja nazywam się Tom. – powiedział, na co ja przytaknęłam delikatnie głową i wysunęłam swoją drobną dłoń, którą brunet na znak zawarcia nowej znajomości delikatnie uścisnął. – Zamówcie sobie coś do picia. Za wszystko płacę ja z bratem, a skoro o nim wspomniałem to pójdę go lepiej poszukać. – odparł z uśmiechem, po czum musnął delikatnie policzek Kathrin i znikł z zasięgu naszego wzroku. Dziewczyna po chwili odwróciła się w moją stronę szeroko uśmiechnięta.
- I co? Co o nim myślisz? Jest taki uroczy.- powiedziała rozmarzona, poprawiając swoją grzywkę, która co chwilę opadała na jej niebieskie oczy.
- Kath… ile on ma lat? – spytałam się, na co blondynka delikatnie się zarumieniła i zasłoniła usta dłonią.
- Dwadzieścia sześć…. To nie tak dużo! – zaczęła się od razu bronić, wmawiając mi, że „wiek dla miłości nie jest ważny”. Pokręciłam głową z niedowierzeniem. Nie sądziłam, że Kath jest zdolna do zarywania do starszych od siebie o osiem lat mężczyzn.
- To jest idiotyczne… Ale co ja ci mogę zrobić.. – odparłam wzruszając ramionami. Po chwili podeszłam z dziewczyną do baru, gdzie zamówiłyśmy po piwie, a gdy dostałyśmy zamówienie, poszłyśmy usiąść na wolną skórzaną sofę, która stała w oddali od parkietu i tańczących ludzi. Spoglądałam na tłum świetnie bawiących się ludzi i po chwili zrozumiałam, że to nie moje towarzystwo. Jednak wolałam zostać w domu i pooglądać filmy. Nigdy nie byłam imprezową dziewczyną i nie przepadałam na imprezami, jednak Kath była moim przeciwieństwem i nie chcąc by coś jej się stało lub dla towarzystwa szłam z nią do naszych znajomych na zabawy. Po chwili usłyszałam znajomy męski głos. Spojrzałam się w bok i ujrzałam Toma wraz z nieznajomym mi blondynem, który pomimo inngo koloru włosów, wyglądał identycznie jak brunet. Miał te same rysy twarzy, oczy, usta, nos.. Niczym się nie różnili. Kath od razu przywitała się z blondynem, zadając mu pytania typu: „co u ciebie słychać?”, „co robiłeś dzisiaj?”, na co ten odpowiadał z uśmiechem. Po ich krótkiej rozmowie blondyn spojrzał się na mnie i obdarzył delikatnym uśmiechem.
- My się jeszcze nie znamy. Jestem Bill. – powiedział, podając mi swoją dłoń i spoglądając na mnie uważnie. Oczywiście odwzajemniłam gest, uścisnąwszy lekko jego rękę.
- Ja Asteya. – odparłam krótko, na co blondyn uśmiechnął się szarmancko.
                Po kilku piwach i drinkach wszyscy byli już rozluźnieni i bawili się świetnie. Zwłaszcza Kathrin i Tom, którzy co chwilę gdzieś wychodzili lub tańczyli na parkiecie. Ponieważ, że ja nie umiałam oraz nienawidziłam tańczyć siedziałam na sofie wraz z Billem, który palił papierosa. Po jego minie widać było, że nie był zadowolony z imprezy, mimo, że była to też JEGO impreza, na dodatek urodzinowa. Upiłam łyk coli z rumem, które wcześniej zamówiłam i spojrzałam się na blondyna, który siedział zapatrzony na ludzi, bawiących się w rytmie, puszczanej przez DJ’a muzyki.
- Czemu się nie bawisz? – spytałam, upijając kolejny łyk. Bill zgasił papierosa w popielniczce i podniósł wzrok na mnie.
- A ty czemu się nie bawisz?
- Na pytania nie odpowiada się pytaniem. Poza tym nienawidzę tańczyć i nie jestem imprezową osobą. – odparłam, odstawiając szklankę na drewniany stolik, na którym stały zapalone świeczki.
- Powiedzmy, że mam ten sam powód co ty. – uśmiechnął się, chwytając za swoje piwo, po czym upił kilka łyków.
-„Powiedzmy”?
- Ja w przeciwieństwie do ciebie umiem tańczyć, ale tak jak Ty nie jestem imprezowiczem. Nie lubię zalanych ludzi, którzy toczą się po ziemi do domu i wymiotują po drodze w uliczne śmietniki. Nie lubię zadymionych pomieszczeń, mimo, że palę tu papierosy i tego dymu jest coraz więcej. Nie lubię zbyt głośnej muzyki włączanej przez DJ’a, zwłaszcza electro house czy techno. Nie lubię dziewczyn, które po pijaku się rozbierają, tańczą na barze z myślą, że kogoś przyciągną do siebie i sprzedają swoje ciało dla pieniędzy lub bzykają się dla przyjemności w toaletach. Nie lubię ogromnych tłoków, które są w klubach czy na domowych imprezach. Dlatego nie jestem zadowolony z bycia tutaj, ale jestem tu dla brata. W końcu to tez jego impreza i urodziny. I nie chcę w tym dniu robić mu przykrości. – powiedział poważnym tonem, spoglądając w moje oczy tak, jakby chciał abym to zapamiętała na zawsze. Po chwili spojrzał się w stronę Toma, który stał przytulony z Kath przy barze i rozmawiał z wysokim chłopakiem. – Powiedziałaś, że nie jesteś imprezową osobą. Więc czemu tu przyszłaś? – spytał, patrząc się w ciąż w ten sam punkt.
- Przyszłam tu dla Kathrin. Nie chciała iść sama, poza tym jest moją przyjaciółką i znając siebie, gdybym tu z nią nie przyszła, martwiłabym się o nią. Bałabym się, że coś jej się stanie, że ktoś dałby jej narkotyki, zgwałciłby czy zrobiłby coś jeszcze gorszego. Jest dla mnie tak samo ważna jak Tom dla ciebie. Zależy jej na Tomie i chciała, bym go też poznała i wyraziła o nim swoją opinię. – odpowiedziałam, dopijając alkohol do końca, po czym odstawiłam pustą szklankę na stolik. Blondyn spojrzał się na mnie i posłał mi delikatny, ale za to szczery uśmiech.
- I to mi się w Tobie podoba. Jesteś bardzo opiekuńczą osobą, troszczysz się o Kath jak o siostrę. Nie chcesz by stała się jej krzywda i zapewne, gdyby ktoś ją skrzywdził, nie oszczędziłabyś mu życia. – zaśmiał się, wypowiadając ostatnie słowa. Jednakże mówił prawdę. Gdyby coś się jej stało, osoba odpowiedzialna za to nie pożyłaby długo na tym świecie.

§


Po wyjściu z klubu bliźniacy stwierdzili, że dla NASZEGO bezpieczeństwa, odprowadzą nas do domu. Jednak żadne z nas nie mogło powiedzieć o sobie, że „myślał racjonalnie” i był „lekko wstawiony”. Każdy był nieźle pijany, jednak nikt nie wymiotował i nikt się nie toczył po ziemi. Każdy trzymał się osoby obok stojącej, która się „lekko” chwiała, jednak chód naszej czwórki nie był normalny. Co chwilę ktoś zaliczał glebę lub trafiał na znaki drogowe. Odprowadzając pierw Kath, zahaczyliśmy o najbliższy sklep monopolowy, w którym Bill kupił różnego rodzaju żelki. W dalszej drodze do jej domu mijaliśmy fontannę, więc Tom od razu wpadł na świetny pomysł, by zrobić wielką kąpiel. W każdym bądź razie NIKT nie wyszedł z niej ani odrobinę suchy. Gdy dotarliśmy do domu Kathrin, para zakochanych żegnała się ponad godzinę, stojąc w miejscu i przytulając się do siebie, przez co ja i Bill siedzieliśmy na krawężniku chodnika, oparliśmy się o siebie i zaczęliśmy tak zasypiać. Jednak dzięki Tomowi, który nas obudził mogliśmy w końcu iść do mnie.
- To jak moi mili? Idziemy gdzieś jeszcze na małe…. Co nie co… - spytał się ciemnowłosy, poruszając zabawnie brwiami.
- Oooo nie. Ja wracam do domku. Muszę się wyspać… Chwila… Dziś jest piątek?
- Raczej już sobota… - odpowiedział blondyn.
- Cholera… czemu my odprowadziliśmy Kath do jej domu?... – klepnęłam reką czoło, co oznaczało, że zapomniałam o najważniejszym….
- A to źle….? – blondyn spojrzał na mnie zaskoczony, po czym zerknął kątem oka na swojego brata, który wzruszył ramionami, opierając się o drzewo.
- Ona miała nocować u mnie… FUCK… - zaśmiałam się się z własnej głupoty, na co blondyn zareagował głośniejszym śmiechem. Tom podszedł do nas i od razu palnął coś niepotrzebnego.
- Bill może u ciebie nocować. Mi wolna chata zawsze pasuje. - uśmiechnął się zadziornie, spoglądając na Billa. Ten jednak pokręcił przecząco głową, wzdychając przy tym cicho.
- Tom, nie pij więcej…
- Nie jestem aż tak pijany…. ACHTUNG! Ja tu idę, no nie? – odparł, próbując zrobić parę kroków w przód, co zakończyło się totalną klapą i wpadką na najbliższe, stojące przy krawężniku auto. – No dobra, zmieniam zdanie.
- Ych.. Chodź, odprowadzimy cię, a potem… jakoś dojdę z nim do domu.. – blondyn zerknął na mnie z delikatnym uśmiechem, na co przytaknęłam głową.
Po ok. dwudziestu minutach byliśmy już pod moim domem. Wszystkie światła były zgaszone, co mogło oznaczać, że ciotka spała już o tej porze. Tom usiadł na chodniku tuż przy bramie do wjazdu do garażu cioci i przymknął oczy.
- Tom, nie zasypiaj! – Bill podszedł do brata i delikatnie go kopnął nogą, na co jego brat odparł jedyne „eche”.
- Ja już pójdę do siebie, a ty lepiej go jakoś zaprowadź do domu, bo inaczej spędzicie tu noc. – powiedziałam rozbawiona całą tą sytuacją. Mogłam śmiało przyznać, że taki widok był niezmiernie zabawny.
- Będę musiał… ych.. w takim razie dobranoc. Do zobaczenia.. mam nadzieję..

 ***

Tak więc drugi odcinek za mną! Za jakiekolwiek błędy stylistyczne, ortograficzne przepraszam! ;-)

czwartek, 16 stycznia 2014

Odcinek pierwszy

the beast - Dzięki za poprawki ;-). Jak napisała Die Toten Maus "każdemu się zdarza" popełnić jakiś błąd. Nie pisałam opowiadań od dość dłuższego czasu i mogłabym powiedzieć, że "wyszłam z wprawy", ale wiem, że możesz wraz z innymi odebrać to jako głupią wymówkę. W każdym bądź razie z góry przepraszam za jakiekolwiek błędy w opowiadaniu. ;-)
***
- Asteya. Spóźnisz się zaraz do szkoły. – oznajmiła starsza kobieta o czarnych włosach, wchodząc do mojego pokoju, gdy pakowałam do torby podręczniki. Spojrzałam się na nią z lekkim uśmiechem na twarzy, uspokajając ją po chwili.
- Spokojnie ciociu. Już jestem gotowa. Poza tym mam jeszcze 10 minut do wyjścia, więc spokojnie, wyrobię się. – odparłam, przeczesując szczotką długie czerwone włosy. Ciocia pokiwała delikatnie głową, po czym wyszła z pokoju i zeszła na dół do kuchni. Gdy stwierdziłam, że jestem już gotowa, sięgnęłam po torbę i zeszłam na dół do cioci Beatrice.
- Zaczynasz klasę maturalną. W tym roku musisz wziąć się porządnie za naukę, bo inaczej nie dostaniesz się na wymarzone studia. – powiedziała, podsuwając mi pod nos kubek gorącej herbaty. Nie lubiłam drążyć tematów związanych ze szkołą, nauką, a już zwłaszcza z maturą. Im częściej o tym rozmawiałam z ciocią, coraz bardziej odechciewało mi się podchodzić do egzaminów. Westchnęłam cicho, spoglądając na swoje odbicie w gorącym napoju.
- Wiem ciociu.. Nie musisz mi o tym przypominać. – upiłam łyk herbaty, po czym sięgnęłam po kawałek ciasta, które wczoraj ciocia upiekła do kawy, czy herbaty i ugryzłam kęs.
- Wiem, że dasz sobie rade. Jesteś bardzo mądrą dziewczyną, tak jak twoja mama i wierzę w to, że dostaniesz się na ten uniwersytet. – uśmiechnęła się lekko, po czym podeszła do mnie i delikatnie przytuliła. Ułożyłam głowę na jej ramieniu, lustrując wzrokiem wszystko, co było pod jego zasięgiem. „… jak twoja mama”… Zerknęłam na zegarek w telefonie i upiłam kilka większych łyków herbaty, zostawiając na blacie niedojedzony kawałek ciasta.
- Przepraszam, że tak to zostawiam, ale muszę już iść. – powiedziałam, zarzucając na ramię torbę z książkami, po czym pobiegłam do przedpokoju, założyłam trampki i wyszłam z domu, wysyłając w powietrzu buziaka dla cioci. Rozejrzałam się po okolicy, zwracając szczególną uwagę na dorosłych, którzy wybierali się właśnie do pracy oraz na sam wygląd miasta o tak wczesnej godzinie. Wysuszone liście drzew powoli opadały, okrywając sobą powierzchnię ziemi, a złote promienie słońca przedzierały się przez korony wysokich drzew, oświetlając ciemniejsze zakamarki parków, co nadawało to na swój sposób urok miastu. Jak na pierwsze dni września miasto wyglądało pięknie.

§

-… no i spotkaliśmy się by porozmawiać, ale tłumaczył się tak jak zwykle. Że to nie jego wina, że tego nie chciał, że wypił za dużo.. No i sama wiesz. Stwierdziłam, że to kompletny du… Asteya, słuchasz mnie? – po chwili przed oczyma ujrzałam dłoń Kathrin. Dziewczyna była moją najlepszą przyjaciółką od przedszkola. Zawsze była dla mnie jak siostra, której nie miałam. Rozumiałyśmy się prawie we wszystkim. Gdy jedna z nas potrzebowała pomocy, druga od razu biegła z sercem na dłoni i była przy niej, dopóki nie poprawi się jej humor. Kathrin wyglądała na słodką dziewczynę z sąsiedztwa, jednak tak naprawdę, gdy ktoś zalazł jej za skórę, pokazywała swoje różki diablicy z piekła rodem.
- Przepraszam.. Zamyśliłam się. A o czym mówiłaś? – dziewczyna zaśmiała się cicho, spoglądając na mnie.
- O tym, że spotkałam się wczoraj z Jonathanem i.. – w tym momencie jej przerwałam. Nie trawiłam jej byłego, zwłaszcza po tym jak przespał się z inną na jego imprezie urodzinowej w zeszłym miesiącu. Kathrin była w nim zakochana po uszy, tańczyła tak, jak on zagrał. I co? Chłopakowi było za mało i ją zdradził.
- Jak to się z nim spotkałaś? Prosiłam Cię, byś więcej się z nim nie widywała. – odparłam lekko zdenerwowana. Nie faktem, iż spotkała się z nim, tylko tym, że obiecywała mi zapomnieć o nim i nie spotykać się z nim, a tu taka nagła niespodzianka.
- Asteya, wiem.. Przepraszam Cię, ale.. nie dawał mi spokoju. Zrobiłam to, by w końcu się odczepił. – spojrzała się na mnie smutno. Wiedziała, że będę na nią zła za niedotrzymanie obietnicy. – Nie gniewaj się. Już więcej się z nim nie spotkam. Naprawdę. – uśmiechnęła się lekko, ukazując szereg swoich białych zębów i robiąc przy tym zabawną minę. Zaśmiałam się pod nosem, spoglądając na nią, po czym przystanęłam przy klasie, w której zaraz miała się odbyć lekcja matematyki.
- Następnym razem będziesz cała posiniaczona za taki numer. – spojrzałam na nią z całą powagą, po czym razem się roześmiałyśmy. Takie właśnie byłyśmy w swoim otoczeniu. Ciągle roześmiane, rozbawione wszystkim co na otaczało. Nawet najzwyklejsza rzecz lub czynność wprawiała nas w śmiech.

§

Po całym dniu patrzenia na nauczycieli, wróciłam razem z Kathrin do domu. Oczywiście jak zawsze po szkole musiałyśmy zajść do sklepu i kupić masę słodyczy na weekendową noc u mnie. Mimo, iż rozpoczęcie roku było w czwartek i dziś jest piątek, czyli jeden dzień nauki, nie mogłyśmy nie zrobić weekendowego noclegu u mnie. Zazwyczaj oglądamy romantyczne filmy, zajadając się przy tym zakupionymi po szkole słodyczami i płacząc do poduszek, przez przeżywanie romantycznych scen w filmach.
Po małych zakupach poszłyśmy do mnie, rozmawiając po drodze o tym co jeszcze robiłyśmy w wakacje, gdzie byłyśmy. Gdy doszłyśmy do domu, otworzyłam drzwi, wpuszczając Kath pierwszą, po czym weszłam do środka tuż za nią.
- Dzień dobry! – krzyknęła blondynka, chcąc przywitać się z moją ciocią. Czarnowłosa czterdziestosześciolatka, wyszła z kuchni, ukazując tym samym swoją uśmiechniętą postać.
- Witaj Kathrin. Dziewczyny, jesteście głodne? Właśnie zrobiłam obiad. – zaproponowała, wycierając dłonie szmatką. Blondynka przytaknęła głową, na znak, że chętnie coś zje, a tuż po niej ja. Wszystkie trzy poszłyśmy do kuchni, gdzie ciocia Beatrice nałożyła nam na talerze spaghetti i usiadłyśmy do stołu, zajadając się makaronem.
- I jak dziewczyny pierwszy dzień w szkole? – spytała po chwili, spoglądając na nas. 
- Nawet dobrze. Chwilowo nic nam nie zadali, ciągle mieliśmy powtórzenia z drugiej klasy. Więc miałyśmy spokój. – uśmiechnęłam się, odpowiadając na jej pytanie. Po chwili do Kathrin zadzwonił jej telefon. Dziewczyna spojrzała się na jego wyświetlacz po czym wstała od stołu, przepraszając i odeszła do salonu, chcąc porozmawiać z kimś na osobności. Trochę mnie to zdziwiło, ponieważ zazwyczaj kto by do niej nie zadzwonił, to odbierała przy mnie. Po niedługim czasie blondynka wróciła, z ogromnym uśmiechem na twarzy i spojrzała się radośnie na mnie.
- Czemu tak na mnie patrzysz? – spytałam się jej, chcąc się dowiedzieć czegoś konkretnego.
- Bo mam do Ciebie prośbę. – zaśmiała się, stojąc za moimi plecami. Odwróciłam się w jej stronę i spojrzałam na nią, unosząc brew do góry. – Nie patrz się tak… Jedz szybciej, bo musimy pogadać. – powiedziała, chcąc mnie pośpieszyć w jedzeniu. Jak zwykle odstawiłam talerz z jedzeniem na bok, mówiąc cioci, że dojem to za chwilę, po czym chwyciłam blondynkę za rękę i pociągnęłam w stronę swojego pokoju. Gdy tylko się tam znalazłyśmy, blondynka zaczęła swoją przemowę.

- No bo tako, poznałam takiego chłopaka, ma na imię Tom i jest mega przystojny i zabawny i bardzo, ale to bardzo zależy mi na tym by coś z tego było. I zaprosił mnie na imprezę do klubu, bo wczoraj miał urodziny ze swoim bratem bliźniakiem i chciałabym, żebyś tam ze mną poszła. Tylko błagam, nie odmawiaj mi! Proszę.. – powiedziała, robiąc minę małego dziecka, które prosi mamę o lizaka przed obiadem. Dobrze wiedziała, że to na mnie zadziała, dlatego jedynie przytaknęłam, wzdychając przy tym cicho. Kathrin od razu rzuciła się na mnie cała podekscytowana, a ja tylko przeczuwałam, że będzie coś nie tak...

Prolog.

"Gdyby skrzydła miłości istniały, już dawno z wielkim bólem w sercu odleciałabym daleko od zakazanego owocu, którym jesteś Ty..."

Thirty Seconds To Mars – End Of All Days.

- Jak tylko załatwię parę spraw na mieście to pójdziemy na pizzę i spędzimy razem wieczór. Nie gniewaj się słonko. - powiedziała wysoka brunetka w średnim wieku do małej dziewczynki, szykując się przy tym do wyjścia.
- Ale mamo... dziś są moje urodziny.. nie wychodź nigdzie, zostań w domu. - dziewczynka spojrzała się na mamę ze smutnym wyrazem twarzy. Była przyzwyczajona do tego, iż jej rodzicielka była ciągle zapracowana, jednak nie potrafiła znieść faktu, że ta praca jest ważniejsza od niej samej. Kobieta spojrzała się na blondynkę, po czym podeszła do niej i przykucnęła, chwytając jej małe rączki.
-Skarbie, obiecuję ci, że te urodziny spędzimy w dwójkę. Dziś zostaniesz z ciocią Beatrice. Pójdziecie razem na lody i na plac zbaw. Co ty na to? – córka spojrzała się na nią smutno brązowymi tęczówkami i przytaknęła po chwili główką. Brunetka wstała, poprawiła się po raz ostatni i zabrała z łóżka swoją czerwoną skórzaną torebkę oraz czarną teczkę z dokumentami, po czym wyszła z sypialni, zostawiając tam samą blondyneczkę…

§


To był ostatni raz, gdy widziałam swoją rodzicielkę żywą. Dwie godziny po opuszczeniu przez nią domu, ciocia Beatrice, a zarazem starsza siostra mojej mamy, dostała telefon od policji z przykrą wiadomością, iż moja mama została postrzelona w strzelaninie w centrum miasta Hannover. Ponieważ, że ciocia nie chciała mi robić jeszcze większej przykrości w dniu moich siódmych urodzin, powiedziała mi o tym dwa dni po, wcześniej tłumacząc jej nieobecność, że mama pojechała do babci, gdyż kobiecina źle się czuje. Szczerze powiedziawszy, nie miało to dla mnie znaczenia, czy powiedziałaby mi o tym w urodziny, tydzień po, czy też miesiąc. Wiadomo było, że przeżyłabym to z takim samym ogromnym bólem w sercu. Tak naprawdę miałam tylko ją. Ojciec odszedł od mamy, gdy miałam dwa latka, więc nawet go nie pamiętam i nigdy go nie potrzebowałam. Moja mama była na prawdę piękną kobietą; wysoka, szczupła brunetka o dużych czekoladowych oczach, które po niej odziedziczyłam, oraz pełne malinowe usta. Ale była też kobietą sukcesu, przez co często nie było jej w domu i zamiast niej zajmowała się mną jej starsza siostra, Beatrice. Jednak zawsze wiedziała czego chce i dążyła do celu. Chciała zapewnić mi w przyszłości wysoki dobrobyt, nie chciała by czegoś mi brakowało, a jednak.. Brakowało mi jej obecności w domu, przy mnie. Mimo, że nie zajmowała się mną zbyt często, to wolne chwile próbowała poświęcić tylko dla mnie. Pamiętam jak leżałyśmy w salonie na sofie przy rozpalonym kominku, piłyśmy gorącą czekoladę z bitą śmietaną i karmelem, oglądając przy tym bajkę „Śpiąca Królewna”, lub gdy przesiadywałyśmy słoneczne dni w ogrodzie i malowałyśmy farbkami na białych kartkach technicznych różne obrazki. Tego nigdy nie zapomnę. Nie zapomnę jej delikatnych rysy twarzy, anielskiego głosu, podczas śpiewania mi kołysanek, jej słodkiego zapachu… Nie zapomnę…