sobota, 15 lutego 2014

Odcinek piąty

Wchodząc i wychodząc z każdego sklepu, zastanawiałam się nad „związkiem” Kathrin z nijakim Tomem. Nie byłam za tym by wiązała się z facetem o 8 lat starszym od niej, ale przecież nie mogłam nic na to poradzić. Byłam tylko jej przyjaciółką, nie matką. Nie mogłam jej zabronić być szczęśliwą z kimś, kto jej się bardzo podoba. Nigdy nie byłam za takimi związkami, bo sama nie potrafiłabym znieść faktu, iż mój mężczyzna byłby starszy ode mnie o X lat.. Mógł byś starszy o max. 4 lata.. Ale nie o 2 razy tyle. Może i był on miły, sympatyczny, ale potrafiłam mu zaufać.
Po chwili z moich rozmyślań wyrwał mnie dźwięk przychodzącej wiadomości z obcego numeru. Trochę się zdziwiłam bo nie pamiętam bym dawała komuś swój numer. Od razu dotknęłam na ekranie swojej kochanej czarnej xperii białą kopertę, która otworzyła skrzynkę odbiorczą wiadomości. Po chwili dotknęłam nieodczytaną jeszcze wiadomość, a jego treść lekko mnie zdziwiła.
Hej, tu Bill. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam… Chciałem zadzwonić, ale stwierdziłem, że lepiej będzie jak napiszę. Chciałem po prostu dowiedzieć się co u ciebie słychać. ;-)
I czemu zdziwiła? Bo nie pamiętałam bym podawała mu mój numer.. A może podałam? Może Kath mu dała..? Nie wiem.. Nie pamiętam.. Po raz pierwszy w życiu upiłam się do takiego stanu, że nawet nie pamiętam czy dawałam mu swój numer. Nie będąc tego pewna, postanowiłam odpisać mu na wiadomość.
Hej. Nie martw się, nie przeszkadzasz. Właśnie jestem na zakupach i niedługo wracam do domu, a tak ogólnie wszystko jest ok. A co u ciebie? ;)”
Oczywiście na odpowiedź nie musiałam długo czekać. Już po dwóch minutach dostałam kolejną wiadomość od blondyna.
„Powiedzmy, że też wszystko ok. Może dasz się zaprosić na spacer wieczorem?”
Nad odpowiedzią na to pytanie zastanawiałam się z dziesięć minut, stojąc jak słup w jednym miejscu, co przeszkadzało dla przechodnich w galerii. No bo co mogłam pomyśleć? Chce mnie zaprosić na randkę? Nie.. Na pewno nie, jestem dla niego za młoda i pewnie ma kogoś. Więc może taki „przyjacielski” spacer? Tak. To na pewno tak.
„Przepraszam, że tak długo musiałeś czekać, ale zagadałam się ze znajomą. Jasne, możemy się spotkać.”
Znajomą.. Szkoda, że ta znajoma była niewidzialna nawet dla mnie i nie mogłam z nią porozmawiać.
„To świetnie! Spotkajmy się o 20:00 tuż pod ratuszem. Będę na ciebie czekał ;-)”
„Do zobaczenia ;)
Po wysłaniu ostatniej wiadomości, ruszyłam z zakupami do domu. W drodze powrotnej włączyłam sobie muzykę, która mnie odprężała. Spojrzałam się na młodą dziewczynę z wózkiem, która obok śpiącego dziecka paliła papierosa i śmiała się głośno ze swoją koleżanką. Pokręciłam delikatnie głową i prychnęłam pod nosem.
Że też takie muszą chodzić po tym świecie… - pomyślałam i przeniosłam swój wzrok na jezdnię, by sprawdzić czy jakieś auto mnie za chwilę nie przejedzie, gdy będę przechodzić na drugą stronę. Przeszłam spokojnie na drugą część jezdni i skręciłam do domu. Otwierając drzwi, krzyknęłam  progu do cioci, że już wróciłam, na co ona zawołała mnie do kuchni. Ściągnęłam swoje buty i wraz z torbami poszłam do pomieszczenia, w którym znajdowała się starsza kobieta, gotująca obiad.
- No i jak zakupy? Co kupiłaś dla cioci? – spytała od razu, wycierając ścierką dłonie.
- Zestaw kosmetyków Nivea i jej ulubioną bombonierkę. Mam nadzieję, że będzie zadowolona. – odparłam, wyjmując ze swojej torby wypowiedziane rzeczy.
- No no. Może być. Ja na jej miejscu ucieszyłabym się z każdego prezentu. Siadaj do stołu, za chwilę podam obiad. -  uśmiechnęła się, wyjmując z szafki talerze. Otworzyłam szufladę i wyjęłam sztućce, układając je po chwili, po czym zasiadłam do stołu.
- Ciociu.. Ja wieczorem wychodzę. – spojrzałam się na nią, jednak widząc jej smętną minę na tą wiadomość, westchnęłam cicho. – Spokojnie, nie wrócę w takim stanie co dziś w nocy. Spotkam się ze znajomym i wrócę do domu. – uspokoiłam ją, jednak ta spojrzała się na mnie podejrzliwie.
- Ze znajomym powiadasz? Tak to się teraz nazywa? – zapytała, unosząc do góry lewą skroń.
- Oj ciociu.. To tylko znajomy.. Nic więcej. – odparłam pewnie, na co ciotka pokręciła głową i powiedziała „No idź, idź..”

§

-Kotenieńku, co ty dziś taki nie w sosie? – brunetka spojrzała się na swojego ukochanego, który podczas całej drogi do parku nie wypowiedział ani jednego słowa. Jedynie westchnął cicho i odwzajemnił spojrzenie swojej dziewczyny.
- Wiesz.. Musimy sobie poważnie porozmawiać.. – odparł, na co dziewczyna głośno przełknęła ślinę i z przerażeniem w oczach wzięła głęboki oddech.
- Co się stało…? Chcesz zerwać.. prawda? Masz kogoś? -  wypytywała, jednak on tylko przekręcił oczami i pokręcił głową.
- Nie, nie chcę cię zostawić. Dobrze wiesz, że cie kocham i nigdy cię nie zostawię. Obiecałem ci to kiedyś i dotrzymam danego słowa. – brunetka delikatnie się uspokoi łach po tych słowach, jednak i tak bała się rozmowy ze swoim chłopakiem. Jego poważny ton wprawił ją w dreszcze, przez co zaczęła mieć czarne myśli; kochanka, narkotyki, żona, 23 innych dziewczyn..
- Więc o co chodzi..? Tom… - szepnęła cicho, po czym zatrzymała się na chodniku, trzymając nadal dłoń bruneta.
- Kath.. Yh.. Nie wiem jak ci o tym powiedzieć… Nie chcę opowiadać ci pewnej historii z mojego życia, bo nie chcę do tego wracać, znów o tym myśleć i przeżywać tego na nowo.. Dla mnie jest to nadal świeże, mimo iż było to 4 lata temu… Kocham cię, jesteś dla mnie wszystkim czego potrzebuję.. Jednak wiedz, że.. Może kiedyś.. Nie wiem.. Chciałabym spróbować z tobą czegoś poważniejszego, ale.. Musisz wiedzieć, że ja… Ja… Będziesz musiała kogoś poznać… - przymknął delikatnie oczy, w których czuł zbierające się krople łez. Nie potrafił tego powiedzieć. Bał się.. Cholernie bał się reakcji swojej dziewczyny, jednak wiedział, że nie może dalej ukrywać swojej małej córeczki, którą kochał ponad wszystko.
- Tom co się do cholery dzieje?! Kogo mam poznać?! - brunetka nie dawała za wygraną i próbowała jak najszybciej wyciągnąć od Toma końcówkę zdania, którą próbował wypowiedzieć. Martwiła się o niego, nie wiedziała co ją czeka, nie wiedziała, czy jeszcze tego dnia będą razem, czy to będzie ich ostatni dzień razem.
- Ja.. Mam dziecko.. Kath, ja mam córkę.. – odparł ciszej, na co brunetka puściła jego dłoń i przetarła bezradnie swoją twarz. Nie mogła uwierzyć w to co usłyszała. Córka.. On ma córke.. Teraz wiedziała, że zajmuje drugie miejsce w jego życiu.. Nie pierwsze.. Drugie..
- Czemu nie powiedziałeś mi tego na samym początku…? – spytała. Brunet westchnął głośno i spojrzał się w bezchmurne niebo. Sam próbował odpowiedzieć sobie na to pytanie, jednak znał tylko jedną odpowiedź. Jedną jedyną, której nawet nie był pewien w stu procentach.

- Bo się bałem…. Bałem się, że cię stracę…


Nie wiem co, jak, gdzie, z czym, jestem nadal w szoku po obserwowaniu TH mojego twt.... Także, jakiekolwiek błędy są spowodowane szokiem, zawałem itp.

sobota, 8 lutego 2014

Odcinek czwarty.

Po wizycie dziewczynki ze swoją babcią chodziłam po domu ze smętną miną na twarzy. Siedząc wygodnie na skórzanej sofie w salonie wpatrzona w ekran telewizora, wciąż myślałam o małej Ninie. Nie wiadomo czemu w jej brązowych oczkach widziałam samą siebie w wieku 7 lat w dniu, w którym zginęła moja mama. Upiłam łyk herbaty, po czym kątem oka zauważyłam jak obok w fotelu usiadła ciocia Beatrice. Kobieta chwyciła za swój ulubiony miesięcznik, po czym zerknęła na mnie i uśmiechnęła się delikatnie.
- Coś widzę humor ci dziś nie dopisuje. Stało się coś? – spytała, otwierając magazyn na którejś ze stron.
- Nie, nie.. Jakoś tak.. – odparłam beznamiętnie, odstawiając kubek z gorącym napojem na szklany stolik.
- Na pewno? Asteya, widzę, że coś cie gryzie. Wiesz dobrze, że mnie nie oszukasz. Prawda? – westchnęła cicho, odkładając brukowiec na drugi fotel, który stał tuż obok niej i spojrzała na mnie.
- Chodzi o Ninę, tą malutką dziewczynkę.. – westchnęłam cicho, na co ciotka jedynie uniosła delikatnie ku górze lewą brew.
- Coś się stało? – spytała.
- Nie.. Znaczy.. Wywnioskowałam z jej zdań, że jej tato nie zajmuje się nią… Nie chcę go oceniać, bo go nie znam, ale wydaje mi się, że ma ją.. gdzieś.. – powiedziałam, spoglądając na porcelanowy kubek. Ciocia cicho westchnęła i przetarła zmęczoną twarz dłońmi.
- Nie powinnam ci o tym mówić, ale.. też nie jestem z tego faktu zadowolona, zwłaszcza kiedy widziałam, jak Teresa była bardziej zajęta pracą niż tobą. Mama Niny zmarła kilka dni po jej narodzinach, miała tętniaka mózgu, o którym nikt nie wiedział. Syn Simone, ojciec Niny, został z nią po prostu sam. Przez pierwsze dwa lata był przykładnym ojcem, ale postanowił wrócić do pracy, która wiąże się z częstą nieobecnością w domu.. Simone oczywiście zaproponowała mu pomoc, że może w tym czasie zająć się wnuczką, ale zaczął imprezować.. uganiać się za młodszymi dziewczynami.. Co tu więcej mówić.. Tylko proszę cię Asteya.. Nie mów nikomu o tym, nie chciałabym, aby Simone dowiedziała się, że powiedziałam o tym problemie tobie. – spojrzała na mnie ciemnymi tęczówkami, po czym wróciła do czytania swojego ulubionego magazynu.
- No jasne ciociu.-przytaknęłam delikatnie głową, chwytając za kolorowe naczynie z herbatą i upiłam jej łyk. Pomimo opowiedzianej przez ciocię krótkiej historii o ojcu Niny, nie mogłam nadal wyzbyć się myśli o tej małej bezbronnej dziewczynce, która nigdy nie miała szansy na poznanie swojej mamy. Wciąż miałam w głowie tysiące pytań co do niej i jej ojca, ale niestety na każde pytanie nie uzyskałam ani jednej odpowiedzi. Z kieszeni czarnych dresowych spodni wyjęłam swój telefon, z którego chciałam wyczytać godzinę.
15:39… Cholera, miałam iść do miasta.
Dopiłam do końca herbatę, po czym odniosłam pusty kubek do kuchni i odstawiłam go do zlewu. Szybkimi krokami ruszyłam na górę w stronę swojego pokoju, w którym na szybkości przebrałam się w ciemne rurki i szarą koszulkę. Chwyciłam za swoją torbę z logo zespołu Thirty Seconds To Mars, przerzuciłam ją przez ramię i zeszłam na dół, poprawiając swoje miedziane czerwone włosy.
- Ciociu, wychodzę na miasto zrobić zakupy. – krzyknęłam z korytarzyka, zakładając na nogi czarne trampki.
- Dobrze! Tylko nie zapomnij kupić prezentu dla cioci Lisy! – krzyknęła z salonu, przeglądając zdjęcia gwiazd w gazecie. Chwyciłam za klucze i po chwili wyszłam z domu, kierując się w stronę centrum miasta.

§

Wysoka, szczupła brunetka rozglądała się po hotelowym apartamencie, w którym miała nocować ze swoim „chłopakiem”.. „Chłopakiem”, bo oficjalnie nie byli razem. Żadne z nich nie zaproponowało jeszcze drugiej osobie związku, tylko dlaczego? Może nie chcieli, albo według siebie byli razem i stwierdzili, że nie muszą się już pytać o „chodzenie” ze sobą, bo byłoby to zbyt dziecinne? Powoli podeszła do okna, które było zasłonięte kremową długą zasłoną, po czym delikatnie odchyliła materiał, by przyjrzeć się panoramie słonecznego Berlina.
- Cudowny widok.. – uśmiechnęła się delikatnie, czując jak dłonie bruneta obejmują jej wąską talię, a jego usta muskają cienką skórę jej szyi.
- Wiedziałem, że ci się tu spodoba. – wyszeptał wprost do jej ucha swoje słowa, po czym delikatnie przygryzł płatek jej ucha. Dziewczyna zaśmiała się cicho i odwróciła się, stając z nim twarzą w twarz, by móc po raz kolejny tego dnia spojrzeć w jego czekoladowe oczy. Nie wiedząc  czemu, w jego objęciach czuła się najbezpieczniej; był dla niej niczym tarcza, chroniąca ją przed wszystkimi; był dla niej najlepszym przyjacielem, z którym mogła się śmiać, rozmawiać o wszystkich swoich problemach; był dla niej kochankiem, z którym mogła kochać się każdej nocy, który sprawiał, że czuła się prawdziwą kobietą… Nie nastolatką.. KOBIETĄ. Musnęła czule jego malinowe wargi, zarzucając mu na szyję swoje drobne dłonie, po czym oparła swoje czoło o jego i przymknęła delikatnie oczy.
- Nie wiedziałam, że po dwóch tygodniach znajomości, można być z kimś tak blisko.. – uśmiechnęła się delikatnie, wdychając unoszący się zapach jego drogich perfum, na co chłopak delikatnie ucałował czubek nosa brunetki.
- Nie wiedziałem, że można w kimś się tak bardzo zakochać w ciągu dwóch tygodni. – zaśmiał się, po czym spojrzał się na dziewczynę. – To jak z tym spacerem? – uniósł delikatnie lewą brew ku górze z delikatnym uśmiechem.
- Daj mi chwilkę, tylko się przebiorę. – brunetka wyrwała się z objęć swojego mężczyzny, po czym ruszyła do ich wspólnego pokoju by przebrać się w czyste ubrania.
W tym samym czasie brunet westchnął cicho, wyjmując z kieszeni spodni swojego iPhona i spojrzał się na wyświetlacz telefonu, na którym widniało zdjęcie małej dziewczynki. Miał córkę.. Ale to ukrywał.. Nikt o tym nie wiedział, prócz jego rodziny i bliskich mu przyjaciół. Będąc jeszcze sławnym gitarzystą, starał się chronić prywatność swojej małej dziewczynki. Robił wszystko, by media nie dowiedziały się o jej istnieniu. Jednak była jedna osoba, która powinna o tym wiedzieć, tylko nie wiedział jak jej o tym powiedzieć..
Wiesz co, muszę ci coś wyznać.. Mam czteroletnią córkę, która ma na imię Nina.. Może zostaniesz jej mamą?
-Kaulitz, jesteś idiotą…
- Wiem..
-Zachowujesz się jak dupek.
-Wiem..
-A czego nie wiesz?
-Jak być dobrym ojcem…
Usiadł na kremowej skórzanej sofie i przetarł bezsilnie swoją twarz. Tak bardzo kochał swoją mała księżniczkę, ale nie potrafił był dla niej ojcem. Tak bardzo się starał przez pierwsze dwa lata jej życia być przykładnym ojcem, który jako samotny rodzic, chciał ją sam wychować, bez niczyjej pomocy.. Jednak się poddał. Nie poradził sobie z tym fantem. Kobieta, którą kochał całym sercem, która wydała na świat owoc ich miłości, trzy dni po porodzie zostawiła jego i ich córeczkę. Po jej śmierci był całkowicie załamany, przez pierwszy miesiąc nie potrafił spojrzeć na dziecko. Za bardzo mu ją przypominała… Miała jej oczy, nos i usta.. Mimo tego musiał przeciwstawić się temu i zająć się malutkim dzieciątkiem. Jednak obiecał sobie, że kiedyś jego córka będzie miała pełną rodzinę; mamę, tatę, rodzeństwo..
- Już jestem gotowa. – z jego przemyśleń wyrwał głos brunetki, która ukazała mu się przed oczyma, ubrana w zwiewną zieloną sukienkę. Ponieważ, iż zbliżała się jesień, temperatura na zewnątrz dochodziła nawet do 25 stopni, co bardzo sprzyjało dla ludzi, którzy chcieli wybrać się na wieczorny spacer.

- Wyglądasz cudownie.. – uśmiechnął się, przyglądając się dziewczynie od stóp do głów. Po chwili wstał z sofy i podszedł do niej, muskając czule jej soczyste wargi. – To jak, idziemy? – spytał, na co brunetka przytaknęła z delikatnym uśmiechem.

***

Aww.. Jak widać coś z wymusiłam od swoich szarych komórek. Tak poza tym od poniedziałku powrót do szkoły.. i miesiąc bez nauczycielki od matmy. Tyle wygrać. <3.

środa, 5 lutego 2014

Odcinek trzeci


Następnego dnia obudziłam się około godziny 11, co mnie zaskoczyło, iż zazwyczaj wstawałam o godzinie 8, lub 9 rano. No ale cóż się dziwić… Po imprezach raczej wstaje się później z chęcią na wypicie czegoś by zabić suchość w gardle i ochotą na dalsze spanie. Niestety tego dnia musiałam wziąć się za sprzątanie domu i iść na zakupy oraz pomóc ciotce w przygotowywaniu obiadu. Gdy tylko wstałam, nałożyłam na siebie swoje ulubione czarne dresy i zeszłam na dół. W progu drzwi od kuchni oczywiście przywitała mnie ciocia.
- Moja droga panno, o której to się wróciło do domu? – spytała, spoglądając na mnie poważnie.
- Ciociu.. naprawdę cię przepraszam.. Kathrin chciała, bym z nią została… Zresztą wiesz jaka jestem.. Nie zostawiłabym jej tam samej..
- No rozumiem, rozumiem… ale żeby to był pierwszy i ostatni raz, że wracasz po 3 w nocy.. Martwiłam się o ciebie.. – rzekła z troską w głosie. Od razu zrobiło mi się jej żal, bo wiem, że jestem dla niej jak jej własne dziecko, którego nie posiada. Ciocia Beatrice miała wiele przebojów co do swoich partnerów.. Nigdy nie znalazła tego jedynego, ale też nie może mieć dzieci z powodu bezpłodności. Dlatego traktuje mnie jak swoją jedyną córkę, której nigdy nie mogła mieć.
- Wiem ciociu.. Przepraszam cię bardzo.. To się nigdy nie powtórzy.. – powiedziałam, podchodząc do niej i przytulając ją, co odwzajemniła.
- No dobrze kochanie.. Zjesz coś? Może zrobię jajecznicę? Albo naleśniki? – zaproponowała.
- Nie, nie.. przepraszam, ale nie mam ochoty. Chcę się tylko napić wody.. – uśmiechnęłam się blado, wchodząc do pomieszczenia i otworzyłam szafkę, z której po chwili wyciągnęłam szklankę i nalałam do niej wody ze szklanego dzbanka. Ciocia tylko pokiwała bezradnie głową i poszła do swojego gabinetu. Była lekarzem pediatrą i nawet w domu przyjmowała swoich najmłodszych pacjentów, do czego się przyzwyczaiłam. Z bólem głowy wróciłam na górę do swojego pokoju, usiadłam na miękkim łóżku i włączyłam swój laptop. Gdy system tylko się uruchomił, wyświetliło się powiadomienie o nowej wiadomości od Kath. Kliknęłam myszką na „Pokaż wiadomość” i zaczęłam czytać:
Rany Julek! Nie uwierzysz! Przed chwilą Tom do mnie napisał i zaproponował wyjazd do Berlina!! Aaaaaa! Jedziemy dzisiaj, za dwie godziny ma przyjechać po mnie i wracamy jutro wieczorem. Wszystko opowiem ci w poniedziałek. Kocham cię bąbelku <3.
Gdy tylko chciałam jej odpisać, zauważyłam, że jest już niedostępna. Taka to ma szczęście.. Westchnęłam cicho, po czym włączyłam na YouTube utwór Beyonce – Diva i zaczęłam sobie po cichu nucić. Z nudów zaczęłam szperać po internecie, szukając odpowiedzi do prac domowych, po czym weszłam na stronę internetową szkoły i zauważyłam napisane przez jednego z nauczycieli informatyki ogłoszenie:
Z ogromną przykrością informujemy, że dnia 16.09.2014 roku zmarł nauczyciel muzyki i wieloletni przyjaciel szkoły Joseph Wienn. Od 19.09 na miejsce pana Wienn został zatrudniony inny nauczyciel. […]
- A był takim miłym człowiekiem.. Ciekawe co się stało…- powiedziałam sama do siebie, po czym wyłączyłam komputer i opadłam bezradnie na łóżko.


To je­den z przy­wilejów młodości. Gdy masz siedem­naście lat, śmierć wy­daje ci się gwiazdą od­ległą o ty­le lat świet­lnych, że na­wet przez potężny te­les­kop led­wie ją wi­dać. Po­tem starze­jesz się i od­kry­wasz, że to nie gwiaz­da tyl­ko wiel­ki jak nie­szczęście as­te­roid, który le­ci pros­to na ciebie i jeszcze trochę, a przyładu­je ci w ciemię. „

Po południu usłyszałam dzwonek do drzwi. Zeszłam na dół i poszłam wąskim korytarzykiem by otworzyć drzwi. W progu stała starsza kobieta z czteroletnią dziewczynką na rękach.
-Dzień dobry.. Ja do pani doktor Zimmermann.. – powiedziała delikatną barwą głosu, po czym uśmiechnęła się ciepło w moją stronę. Odwzajemniłam uśmiech, spoglądając na dziecko w jej ramionach. Miała duże czekoladowe oczka i malinowe usteczka oraz długie jak na czterolatkę blond włoski, związane różową kokardką w warkocza.
- Proszę wejść, ciocia jest w gabinecie. Drugie drzwi po prawej stronie. – wpuściłam kobietę do  środka, robiąc krok w tył, po czym zamknęłam za nią drzwi. Kobieta wraz z dziewczynką ruszyła do gabinetu cioci, a ja w tym czasie poszłam do kuchni by zaparzyć sobie herbatę. Gdy tylko wyjęłam z szafki kubek, poczułam delikatne szarpnięcie. Spojrzałam się w dół przestraszona, po czym ujrzałam dziewczynkę, która przyszła z kobietą do mojej cioci. Stała smutna z misiem z gabinetu i spoglądała ciągle na mnie swoimi oczętami, w których nie było ani odrobinę radości. Kucnęła powoli obok niej i chwyciłam jej malutką rączkę, którą zacisnęła na materiale moich dresowych spodni.
-Stało się coś..? – spytałam, nie spuszczając z niej wzroku nawet na sekundę. Dziewczynka nie odpowiedziała.. – Powiesz jak masz na imię..? – spytałam po raz kolejny, na co ona tylko przytaknęła główką.
- Nina.. – powiedziała cichutko, przytulając do siebie mocniej misia.
- Powiedz, czemu jesteś smutna? – Nina spojrzała się na pluszaka, którego zabrała ze sobą z gabinetu a potem zwróciła swój wzrok na mnie.
- Bo.. Tatuś miał przyjść.. i znów oddał mnie dla babci… - odparła ze łzami w oczkach. W tym momencie przypomniały mi się dni, gdy żyła moja mama.. Pogrążona w swojej pracy nie miała dla mnie czasu, dlatego często zajmowała się mną ciocia Beatrice. Wiedziałam co tak mała dziewczynka może teraz czuć, gdy tęskni za obecnością swojego rodzica, który jest ciągle zajęty pracą niż dzieckiem.
-A mamusia..? Czemu mama z tobą nie przyszła? – zadałam jej kolejne pytanie.
- Nie ma mamusi.. Tatuś powiedział, że mamusia jest moim aniołkiem stróżem i mieszka baaaardzo daleko w niebie.. Wiesz gdzie? – spytała, czekając cierpliwie na moją odpowiedź.
- Wiem.. Twój tata ma rację, to jest bardzo daleko. – uśmiechnęłam się blado. Zrobiło mi się jej strasznie żal, ma tylko cztery latka, jest sama z ojcem, który nie ma dla niej czasu i przede wszystkim.. nie ma przy sobie najważniejszej osoby.. mamy. Po chwili usłyszałam wołanie starszej kobiety, która szukała swojej wnuczki.
- Nino, kochanie! Idziemy do domku! – dziewczynka oddała mi misia i wróciła do swojej opiekunki. Podążając za nią, spoglądałam się na brunatnego pluszaka, po czym spojrzałam się na Nine.
- Wiesz co.. Weź tego misia.. Jak byłam w twoim wieku lubiłam się nim bawić, był moim przyjacielem. Teraz niech będzie twoim nowym kolegą. – uśmiechnęłam się, podarowując jej zabawkę, na co blondynka się uśmiechnęła i cichutko podziękowała. Gdy tylko kobieta wraz z wnuczką opuściły nasz dom, wróciłam się z powrotem do kuchni by zrobić sobie w końcu herbatę.



Tak wiem.. krótkie i to bardzo, ale ostatnio mam straszny zamęt, no i pracę maturalną na głowie..  ;c

sobota, 18 stycznia 2014

Odcinek drugi

Gdy doszłyśmy do klubu, w którym miała się odbyć owa impreza urodzinowa tak zwanego Toma, przeszedł mnie mały dreszczyk. Pijani ludzie wychodzący z klubu zniechęcili mnie by wejść do środka. Jednak nie chciałam odstawić Kathrin i zrobić jej przykrość. W końcu byłyśmy przyjaciółkami, a przyjaciele tak nie robią. Dlatego dla niej zrobiłam ten wyjątek i weszłam razem z nią do zadymionego klubu. Rozejrzałam się dookoła, ale nie mogłam nic zobaczyć, iż wszędzie był dym. Dziewczyna widząc znajomą jej postać, pociągnęła mnie za rękę i podeszłam z nią bliżej. Gdy owa osoba odwróciła się w naszą stronę, ujrzałam wysokiego, dobrze zbudowanego bruneta z lekkim zarostem, który wyglądał na co najmniej dwudziestopięcioletniego mężczyznę. Blondynka od razu się z nim przytuliła i obdarzyła go delikatnym całusem w usta, składając mu przy tym życzenia urodzinowe. Na ten widok uniosłam delikatnie brwi do góry, bo tak naprawdę nie wiedziałam od jak dawna się spotykają. Po chwili chłopak spojrzał się na mnie i uśmiechnął się szeroko, podając swoją dłoń.
-Ty za pewne jesteś Asteya. Ja nazywam się Tom. – powiedział, na co ja przytaknęłam delikatnie głową i wysunęłam swoją drobną dłoń, którą brunet na znak zawarcia nowej znajomości delikatnie uścisnął. – Zamówcie sobie coś do picia. Za wszystko płacę ja z bratem, a skoro o nim wspomniałem to pójdę go lepiej poszukać. – odparł z uśmiechem, po czum musnął delikatnie policzek Kathrin i znikł z zasięgu naszego wzroku. Dziewczyna po chwili odwróciła się w moją stronę szeroko uśmiechnięta.
- I co? Co o nim myślisz? Jest taki uroczy.- powiedziała rozmarzona, poprawiając swoją grzywkę, która co chwilę opadała na jej niebieskie oczy.
- Kath… ile on ma lat? – spytałam się, na co blondynka delikatnie się zarumieniła i zasłoniła usta dłonią.
- Dwadzieścia sześć…. To nie tak dużo! – zaczęła się od razu bronić, wmawiając mi, że „wiek dla miłości nie jest ważny”. Pokręciłam głową z niedowierzeniem. Nie sądziłam, że Kath jest zdolna do zarywania do starszych od siebie o osiem lat mężczyzn.
- To jest idiotyczne… Ale co ja ci mogę zrobić.. – odparłam wzruszając ramionami. Po chwili podeszłam z dziewczyną do baru, gdzie zamówiłyśmy po piwie, a gdy dostałyśmy zamówienie, poszłyśmy usiąść na wolną skórzaną sofę, która stała w oddali od parkietu i tańczących ludzi. Spoglądałam na tłum świetnie bawiących się ludzi i po chwili zrozumiałam, że to nie moje towarzystwo. Jednak wolałam zostać w domu i pooglądać filmy. Nigdy nie byłam imprezową dziewczyną i nie przepadałam na imprezami, jednak Kath była moim przeciwieństwem i nie chcąc by coś jej się stało lub dla towarzystwa szłam z nią do naszych znajomych na zabawy. Po chwili usłyszałam znajomy męski głos. Spojrzałam się w bok i ujrzałam Toma wraz z nieznajomym mi blondynem, który pomimo inngo koloru włosów, wyglądał identycznie jak brunet. Miał te same rysy twarzy, oczy, usta, nos.. Niczym się nie różnili. Kath od razu przywitała się z blondynem, zadając mu pytania typu: „co u ciebie słychać?”, „co robiłeś dzisiaj?”, na co ten odpowiadał z uśmiechem. Po ich krótkiej rozmowie blondyn spojrzał się na mnie i obdarzył delikatnym uśmiechem.
- My się jeszcze nie znamy. Jestem Bill. – powiedział, podając mi swoją dłoń i spoglądając na mnie uważnie. Oczywiście odwzajemniłam gest, uścisnąwszy lekko jego rękę.
- Ja Asteya. – odparłam krótko, na co blondyn uśmiechnął się szarmancko.
                Po kilku piwach i drinkach wszyscy byli już rozluźnieni i bawili się świetnie. Zwłaszcza Kathrin i Tom, którzy co chwilę gdzieś wychodzili lub tańczyli na parkiecie. Ponieważ, że ja nie umiałam oraz nienawidziłam tańczyć siedziałam na sofie wraz z Billem, który palił papierosa. Po jego minie widać było, że nie był zadowolony z imprezy, mimo, że była to też JEGO impreza, na dodatek urodzinowa. Upiłam łyk coli z rumem, które wcześniej zamówiłam i spojrzałam się na blondyna, który siedział zapatrzony na ludzi, bawiących się w rytmie, puszczanej przez DJ’a muzyki.
- Czemu się nie bawisz? – spytałam, upijając kolejny łyk. Bill zgasił papierosa w popielniczce i podniósł wzrok na mnie.
- A ty czemu się nie bawisz?
- Na pytania nie odpowiada się pytaniem. Poza tym nienawidzę tańczyć i nie jestem imprezową osobą. – odparłam, odstawiając szklankę na drewniany stolik, na którym stały zapalone świeczki.
- Powiedzmy, że mam ten sam powód co ty. – uśmiechnął się, chwytając za swoje piwo, po czym upił kilka łyków.
-„Powiedzmy”?
- Ja w przeciwieństwie do ciebie umiem tańczyć, ale tak jak Ty nie jestem imprezowiczem. Nie lubię zalanych ludzi, którzy toczą się po ziemi do domu i wymiotują po drodze w uliczne śmietniki. Nie lubię zadymionych pomieszczeń, mimo, że palę tu papierosy i tego dymu jest coraz więcej. Nie lubię zbyt głośnej muzyki włączanej przez DJ’a, zwłaszcza electro house czy techno. Nie lubię dziewczyn, które po pijaku się rozbierają, tańczą na barze z myślą, że kogoś przyciągną do siebie i sprzedają swoje ciało dla pieniędzy lub bzykają się dla przyjemności w toaletach. Nie lubię ogromnych tłoków, które są w klubach czy na domowych imprezach. Dlatego nie jestem zadowolony z bycia tutaj, ale jestem tu dla brata. W końcu to tez jego impreza i urodziny. I nie chcę w tym dniu robić mu przykrości. – powiedział poważnym tonem, spoglądając w moje oczy tak, jakby chciał abym to zapamiętała na zawsze. Po chwili spojrzał się w stronę Toma, który stał przytulony z Kath przy barze i rozmawiał z wysokim chłopakiem. – Powiedziałaś, że nie jesteś imprezową osobą. Więc czemu tu przyszłaś? – spytał, patrząc się w ciąż w ten sam punkt.
- Przyszłam tu dla Kathrin. Nie chciała iść sama, poza tym jest moją przyjaciółką i znając siebie, gdybym tu z nią nie przyszła, martwiłabym się o nią. Bałabym się, że coś jej się stanie, że ktoś dałby jej narkotyki, zgwałciłby czy zrobiłby coś jeszcze gorszego. Jest dla mnie tak samo ważna jak Tom dla ciebie. Zależy jej na Tomie i chciała, bym go też poznała i wyraziła o nim swoją opinię. – odpowiedziałam, dopijając alkohol do końca, po czym odstawiłam pustą szklankę na stolik. Blondyn spojrzał się na mnie i posłał mi delikatny, ale za to szczery uśmiech.
- I to mi się w Tobie podoba. Jesteś bardzo opiekuńczą osobą, troszczysz się o Kath jak o siostrę. Nie chcesz by stała się jej krzywda i zapewne, gdyby ktoś ją skrzywdził, nie oszczędziłabyś mu życia. – zaśmiał się, wypowiadając ostatnie słowa. Jednakże mówił prawdę. Gdyby coś się jej stało, osoba odpowiedzialna za to nie pożyłaby długo na tym świecie.

§


Po wyjściu z klubu bliźniacy stwierdzili, że dla NASZEGO bezpieczeństwa, odprowadzą nas do domu. Jednak żadne z nas nie mogło powiedzieć o sobie, że „myślał racjonalnie” i był „lekko wstawiony”. Każdy był nieźle pijany, jednak nikt nie wymiotował i nikt się nie toczył po ziemi. Każdy trzymał się osoby obok stojącej, która się „lekko” chwiała, jednak chód naszej czwórki nie był normalny. Co chwilę ktoś zaliczał glebę lub trafiał na znaki drogowe. Odprowadzając pierw Kath, zahaczyliśmy o najbliższy sklep monopolowy, w którym Bill kupił różnego rodzaju żelki. W dalszej drodze do jej domu mijaliśmy fontannę, więc Tom od razu wpadł na świetny pomysł, by zrobić wielką kąpiel. W każdym bądź razie NIKT nie wyszedł z niej ani odrobinę suchy. Gdy dotarliśmy do domu Kathrin, para zakochanych żegnała się ponad godzinę, stojąc w miejscu i przytulając się do siebie, przez co ja i Bill siedzieliśmy na krawężniku chodnika, oparliśmy się o siebie i zaczęliśmy tak zasypiać. Jednak dzięki Tomowi, który nas obudził mogliśmy w końcu iść do mnie.
- To jak moi mili? Idziemy gdzieś jeszcze na małe…. Co nie co… - spytał się ciemnowłosy, poruszając zabawnie brwiami.
- Oooo nie. Ja wracam do domku. Muszę się wyspać… Chwila… Dziś jest piątek?
- Raczej już sobota… - odpowiedział blondyn.
- Cholera… czemu my odprowadziliśmy Kath do jej domu?... – klepnęłam reką czoło, co oznaczało, że zapomniałam o najważniejszym….
- A to źle….? – blondyn spojrzał na mnie zaskoczony, po czym zerknął kątem oka na swojego brata, który wzruszył ramionami, opierając się o drzewo.
- Ona miała nocować u mnie… FUCK… - zaśmiałam się się z własnej głupoty, na co blondyn zareagował głośniejszym śmiechem. Tom podszedł do nas i od razu palnął coś niepotrzebnego.
- Bill może u ciebie nocować. Mi wolna chata zawsze pasuje. - uśmiechnął się zadziornie, spoglądając na Billa. Ten jednak pokręcił przecząco głową, wzdychając przy tym cicho.
- Tom, nie pij więcej…
- Nie jestem aż tak pijany…. ACHTUNG! Ja tu idę, no nie? – odparł, próbując zrobić parę kroków w przód, co zakończyło się totalną klapą i wpadką na najbliższe, stojące przy krawężniku auto. – No dobra, zmieniam zdanie.
- Ych.. Chodź, odprowadzimy cię, a potem… jakoś dojdę z nim do domu.. – blondyn zerknął na mnie z delikatnym uśmiechem, na co przytaknęłam głową.
Po ok. dwudziestu minutach byliśmy już pod moim domem. Wszystkie światła były zgaszone, co mogło oznaczać, że ciotka spała już o tej porze. Tom usiadł na chodniku tuż przy bramie do wjazdu do garażu cioci i przymknął oczy.
- Tom, nie zasypiaj! – Bill podszedł do brata i delikatnie go kopnął nogą, na co jego brat odparł jedyne „eche”.
- Ja już pójdę do siebie, a ty lepiej go jakoś zaprowadź do domu, bo inaczej spędzicie tu noc. – powiedziałam rozbawiona całą tą sytuacją. Mogłam śmiało przyznać, że taki widok był niezmiernie zabawny.
- Będę musiał… ych.. w takim razie dobranoc. Do zobaczenia.. mam nadzieję..

 ***

Tak więc drugi odcinek za mną! Za jakiekolwiek błędy stylistyczne, ortograficzne przepraszam! ;-)

czwartek, 16 stycznia 2014

Odcinek pierwszy

the beast - Dzięki za poprawki ;-). Jak napisała Die Toten Maus "każdemu się zdarza" popełnić jakiś błąd. Nie pisałam opowiadań od dość dłuższego czasu i mogłabym powiedzieć, że "wyszłam z wprawy", ale wiem, że możesz wraz z innymi odebrać to jako głupią wymówkę. W każdym bądź razie z góry przepraszam za jakiekolwiek błędy w opowiadaniu. ;-)
***
- Asteya. Spóźnisz się zaraz do szkoły. – oznajmiła starsza kobieta o czarnych włosach, wchodząc do mojego pokoju, gdy pakowałam do torby podręczniki. Spojrzałam się na nią z lekkim uśmiechem na twarzy, uspokajając ją po chwili.
- Spokojnie ciociu. Już jestem gotowa. Poza tym mam jeszcze 10 minut do wyjścia, więc spokojnie, wyrobię się. – odparłam, przeczesując szczotką długie czerwone włosy. Ciocia pokiwała delikatnie głową, po czym wyszła z pokoju i zeszła na dół do kuchni. Gdy stwierdziłam, że jestem już gotowa, sięgnęłam po torbę i zeszłam na dół do cioci Beatrice.
- Zaczynasz klasę maturalną. W tym roku musisz wziąć się porządnie za naukę, bo inaczej nie dostaniesz się na wymarzone studia. – powiedziała, podsuwając mi pod nos kubek gorącej herbaty. Nie lubiłam drążyć tematów związanych ze szkołą, nauką, a już zwłaszcza z maturą. Im częściej o tym rozmawiałam z ciocią, coraz bardziej odechciewało mi się podchodzić do egzaminów. Westchnęłam cicho, spoglądając na swoje odbicie w gorącym napoju.
- Wiem ciociu.. Nie musisz mi o tym przypominać. – upiłam łyk herbaty, po czym sięgnęłam po kawałek ciasta, które wczoraj ciocia upiekła do kawy, czy herbaty i ugryzłam kęs.
- Wiem, że dasz sobie rade. Jesteś bardzo mądrą dziewczyną, tak jak twoja mama i wierzę w to, że dostaniesz się na ten uniwersytet. – uśmiechnęła się lekko, po czym podeszła do mnie i delikatnie przytuliła. Ułożyłam głowę na jej ramieniu, lustrując wzrokiem wszystko, co było pod jego zasięgiem. „… jak twoja mama”… Zerknęłam na zegarek w telefonie i upiłam kilka większych łyków herbaty, zostawiając na blacie niedojedzony kawałek ciasta.
- Przepraszam, że tak to zostawiam, ale muszę już iść. – powiedziałam, zarzucając na ramię torbę z książkami, po czym pobiegłam do przedpokoju, założyłam trampki i wyszłam z domu, wysyłając w powietrzu buziaka dla cioci. Rozejrzałam się po okolicy, zwracając szczególną uwagę na dorosłych, którzy wybierali się właśnie do pracy oraz na sam wygląd miasta o tak wczesnej godzinie. Wysuszone liście drzew powoli opadały, okrywając sobą powierzchnię ziemi, a złote promienie słońca przedzierały się przez korony wysokich drzew, oświetlając ciemniejsze zakamarki parków, co nadawało to na swój sposób urok miastu. Jak na pierwsze dni września miasto wyglądało pięknie.

§

-… no i spotkaliśmy się by porozmawiać, ale tłumaczył się tak jak zwykle. Że to nie jego wina, że tego nie chciał, że wypił za dużo.. No i sama wiesz. Stwierdziłam, że to kompletny du… Asteya, słuchasz mnie? – po chwili przed oczyma ujrzałam dłoń Kathrin. Dziewczyna była moją najlepszą przyjaciółką od przedszkola. Zawsze była dla mnie jak siostra, której nie miałam. Rozumiałyśmy się prawie we wszystkim. Gdy jedna z nas potrzebowała pomocy, druga od razu biegła z sercem na dłoni i była przy niej, dopóki nie poprawi się jej humor. Kathrin wyglądała na słodką dziewczynę z sąsiedztwa, jednak tak naprawdę, gdy ktoś zalazł jej za skórę, pokazywała swoje różki diablicy z piekła rodem.
- Przepraszam.. Zamyśliłam się. A o czym mówiłaś? – dziewczyna zaśmiała się cicho, spoglądając na mnie.
- O tym, że spotkałam się wczoraj z Jonathanem i.. – w tym momencie jej przerwałam. Nie trawiłam jej byłego, zwłaszcza po tym jak przespał się z inną na jego imprezie urodzinowej w zeszłym miesiącu. Kathrin była w nim zakochana po uszy, tańczyła tak, jak on zagrał. I co? Chłopakowi było za mało i ją zdradził.
- Jak to się z nim spotkałaś? Prosiłam Cię, byś więcej się z nim nie widywała. – odparłam lekko zdenerwowana. Nie faktem, iż spotkała się z nim, tylko tym, że obiecywała mi zapomnieć o nim i nie spotykać się z nim, a tu taka nagła niespodzianka.
- Asteya, wiem.. Przepraszam Cię, ale.. nie dawał mi spokoju. Zrobiłam to, by w końcu się odczepił. – spojrzała się na mnie smutno. Wiedziała, że będę na nią zła za niedotrzymanie obietnicy. – Nie gniewaj się. Już więcej się z nim nie spotkam. Naprawdę. – uśmiechnęła się lekko, ukazując szereg swoich białych zębów i robiąc przy tym zabawną minę. Zaśmiałam się pod nosem, spoglądając na nią, po czym przystanęłam przy klasie, w której zaraz miała się odbyć lekcja matematyki.
- Następnym razem będziesz cała posiniaczona za taki numer. – spojrzałam na nią z całą powagą, po czym razem się roześmiałyśmy. Takie właśnie byłyśmy w swoim otoczeniu. Ciągle roześmiane, rozbawione wszystkim co na otaczało. Nawet najzwyklejsza rzecz lub czynność wprawiała nas w śmiech.

§

Po całym dniu patrzenia na nauczycieli, wróciłam razem z Kathrin do domu. Oczywiście jak zawsze po szkole musiałyśmy zajść do sklepu i kupić masę słodyczy na weekendową noc u mnie. Mimo, iż rozpoczęcie roku było w czwartek i dziś jest piątek, czyli jeden dzień nauki, nie mogłyśmy nie zrobić weekendowego noclegu u mnie. Zazwyczaj oglądamy romantyczne filmy, zajadając się przy tym zakupionymi po szkole słodyczami i płacząc do poduszek, przez przeżywanie romantycznych scen w filmach.
Po małych zakupach poszłyśmy do mnie, rozmawiając po drodze o tym co jeszcze robiłyśmy w wakacje, gdzie byłyśmy. Gdy doszłyśmy do domu, otworzyłam drzwi, wpuszczając Kath pierwszą, po czym weszłam do środka tuż za nią.
- Dzień dobry! – krzyknęła blondynka, chcąc przywitać się z moją ciocią. Czarnowłosa czterdziestosześciolatka, wyszła z kuchni, ukazując tym samym swoją uśmiechniętą postać.
- Witaj Kathrin. Dziewczyny, jesteście głodne? Właśnie zrobiłam obiad. – zaproponowała, wycierając dłonie szmatką. Blondynka przytaknęła głową, na znak, że chętnie coś zje, a tuż po niej ja. Wszystkie trzy poszłyśmy do kuchni, gdzie ciocia Beatrice nałożyła nam na talerze spaghetti i usiadłyśmy do stołu, zajadając się makaronem.
- I jak dziewczyny pierwszy dzień w szkole? – spytała po chwili, spoglądając na nas. 
- Nawet dobrze. Chwilowo nic nam nie zadali, ciągle mieliśmy powtórzenia z drugiej klasy. Więc miałyśmy spokój. – uśmiechnęłam się, odpowiadając na jej pytanie. Po chwili do Kathrin zadzwonił jej telefon. Dziewczyna spojrzała się na jego wyświetlacz po czym wstała od stołu, przepraszając i odeszła do salonu, chcąc porozmawiać z kimś na osobności. Trochę mnie to zdziwiło, ponieważ zazwyczaj kto by do niej nie zadzwonił, to odbierała przy mnie. Po niedługim czasie blondynka wróciła, z ogromnym uśmiechem na twarzy i spojrzała się radośnie na mnie.
- Czemu tak na mnie patrzysz? – spytałam się jej, chcąc się dowiedzieć czegoś konkretnego.
- Bo mam do Ciebie prośbę. – zaśmiała się, stojąc za moimi plecami. Odwróciłam się w jej stronę i spojrzałam na nią, unosząc brew do góry. – Nie patrz się tak… Jedz szybciej, bo musimy pogadać. – powiedziała, chcąc mnie pośpieszyć w jedzeniu. Jak zwykle odstawiłam talerz z jedzeniem na bok, mówiąc cioci, że dojem to za chwilę, po czym chwyciłam blondynkę za rękę i pociągnęłam w stronę swojego pokoju. Gdy tylko się tam znalazłyśmy, blondynka zaczęła swoją przemowę.

- No bo tako, poznałam takiego chłopaka, ma na imię Tom i jest mega przystojny i zabawny i bardzo, ale to bardzo zależy mi na tym by coś z tego było. I zaprosił mnie na imprezę do klubu, bo wczoraj miał urodziny ze swoim bratem bliźniakiem i chciałabym, żebyś tam ze mną poszła. Tylko błagam, nie odmawiaj mi! Proszę.. – powiedziała, robiąc minę małego dziecka, które prosi mamę o lizaka przed obiadem. Dobrze wiedziała, że to na mnie zadziała, dlatego jedynie przytaknęłam, wzdychając przy tym cicho. Kathrin od razu rzuciła się na mnie cała podekscytowana, a ja tylko przeczuwałam, że będzie coś nie tak...

Prolog.

"Gdyby skrzydła miłości istniały, już dawno z wielkim bólem w sercu odleciałabym daleko od zakazanego owocu, którym jesteś Ty..."

Thirty Seconds To Mars – End Of All Days.

- Jak tylko załatwię parę spraw na mieście to pójdziemy na pizzę i spędzimy razem wieczór. Nie gniewaj się słonko. - powiedziała wysoka brunetka w średnim wieku do małej dziewczynki, szykując się przy tym do wyjścia.
- Ale mamo... dziś są moje urodziny.. nie wychodź nigdzie, zostań w domu. - dziewczynka spojrzała się na mamę ze smutnym wyrazem twarzy. Była przyzwyczajona do tego, iż jej rodzicielka była ciągle zapracowana, jednak nie potrafiła znieść faktu, że ta praca jest ważniejsza od niej samej. Kobieta spojrzała się na blondynkę, po czym podeszła do niej i przykucnęła, chwytając jej małe rączki.
-Skarbie, obiecuję ci, że te urodziny spędzimy w dwójkę. Dziś zostaniesz z ciocią Beatrice. Pójdziecie razem na lody i na plac zbaw. Co ty na to? – córka spojrzała się na nią smutno brązowymi tęczówkami i przytaknęła po chwili główką. Brunetka wstała, poprawiła się po raz ostatni i zabrała z łóżka swoją czerwoną skórzaną torebkę oraz czarną teczkę z dokumentami, po czym wyszła z sypialni, zostawiając tam samą blondyneczkę…

§


To był ostatni raz, gdy widziałam swoją rodzicielkę żywą. Dwie godziny po opuszczeniu przez nią domu, ciocia Beatrice, a zarazem starsza siostra mojej mamy, dostała telefon od policji z przykrą wiadomością, iż moja mama została postrzelona w strzelaninie w centrum miasta Hannover. Ponieważ, że ciocia nie chciała mi robić jeszcze większej przykrości w dniu moich siódmych urodzin, powiedziała mi o tym dwa dni po, wcześniej tłumacząc jej nieobecność, że mama pojechała do babci, gdyż kobiecina źle się czuje. Szczerze powiedziawszy, nie miało to dla mnie znaczenia, czy powiedziałaby mi o tym w urodziny, tydzień po, czy też miesiąc. Wiadomo było, że przeżyłabym to z takim samym ogromnym bólem w sercu. Tak naprawdę miałam tylko ją. Ojciec odszedł od mamy, gdy miałam dwa latka, więc nawet go nie pamiętam i nigdy go nie potrzebowałam. Moja mama była na prawdę piękną kobietą; wysoka, szczupła brunetka o dużych czekoladowych oczach, które po niej odziedziczyłam, oraz pełne malinowe usta. Ale była też kobietą sukcesu, przez co często nie było jej w domu i zamiast niej zajmowała się mną jej starsza siostra, Beatrice. Jednak zawsze wiedziała czego chce i dążyła do celu. Chciała zapewnić mi w przyszłości wysoki dobrobyt, nie chciała by czegoś mi brakowało, a jednak.. Brakowało mi jej obecności w domu, przy mnie. Mimo, że nie zajmowała się mną zbyt często, to wolne chwile próbowała poświęcić tylko dla mnie. Pamiętam jak leżałyśmy w salonie na sofie przy rozpalonym kominku, piłyśmy gorącą czekoladę z bitą śmietaną i karmelem, oglądając przy tym bajkę „Śpiąca Królewna”, lub gdy przesiadywałyśmy słoneczne dni w ogrodzie i malowałyśmy farbkami na białych kartkach technicznych różne obrazki. Tego nigdy nie zapomnę. Nie zapomnę jej delikatnych rysy twarzy, anielskiego głosu, podczas śpiewania mi kołysanek, jej słodkiego zapachu… Nie zapomnę…